„Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła.” (Łk 17,19)
Ewangelia o dziesięciu trędowatych pokazuje, że prawdziwe uzdrowienie dokonuje się nie na ciele, lecz w sercu. Dziesięciu zostało oczyszczonych, ale tylko jeden naprawdę uzdrowiony. Trąd w Biblii nie jest tylko chorobą skóry, lecz obrazem choroby duszy, grzechu, który nas oddziela i zniekształca. W Starym Testamencie Miriam, siostra Mojżesza, zostaje dotknięta trądem, gdy osądza swojego brata. To znak, że osądzanie rodzi w nas duchową ranę i staje się jak trąd, który izoluje nas od Boga i od innych.
Jezus przychodzi właśnie tam, gdzie człowiek jest odrzucony. Nie boi się naszego grzechu ani słabości, nie przychodzi, by potępiać, lecz by spotkać. Mówi do trędowatych: „Idźcie, pokażcie się kapłanom” – zanim zostają uzdrowieni. To zaproszenie do zaufania, nawet gdy jeszcze nic nie widać. Wiara zaczyna się, gdy idziemy za Jego słowem, a nie wtedy, gdy wszystko rozumiemy. W drodze dokonuje się oczyszczenie – i tylko ten, kto wraca z wdzięcznością, doświadcza pełnego uzdrowienia.
Ten jeden Samarytanin, który powrócił, zrozumiał, że Bóg go nie odrzucił, lecz szukał. Upadł do nóg Jezusa, dziękował i otrzymał coś więcej niż zdrowie – nowe serce. Bóg nie stoi z daleka, lecz wchodzi w nasz trąd, w nasze rany i grzechy. Nie boi się miejsc, których sami się wstydzimy. Dlatego największy cud to nie zniknięcie choroby, lecz odkrycie Boga pośrodku naszej słabości, Boga, który nie potępia, lecz współczuje. Właśnie tam, gdzie myśleliśmy, że Go nie ma – On już był. I tylko serce, które przestaje osądzać i zaczyna dziękować, może zostać naprawdę uzdrowione.